Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X X
Cytat z nagłówka pochodzi z utworu "Violet Hill" zespołu Coldplay.

22.3.15

Destroyed #1

Tytuł: Destroyed (Mental Hospital sequel)
Gatunek: angst, au
Paring: Kaisoo
Ostrzeżenia: Przekleństwa
Sequel to: Mental Hospital
Fabuła: Jongin myślał, że już nigdy nie spotka swojego ukochanego. Los, jednak kryje w sobie niespodzianki.
A/N: Cóż ciekawego mogę powiedzieć o tym shocie. Na pewno to, że będzie on dosyć długi, dlatego postanowiłam go rozdzielić na kilka części. Dzisiaj kończony, więc mogą pojawić się błędy oraz powtórzenia wiadomości. W przyszły weekend powinnam go sprawdzić, ale nic nie obiecuję. W pewnym stopniu ten shot opisuje moje życie, więc jest dla mnie bardzo ważnym i nie chcę nic w nim zepsuć. W każdym razie jestem zadowolona z początków, ponieważ tak super go opisałam (przynajmniej tak mi się wydaje). Mam nadzieję, że się spodoba.
edit. do wszystkich tworów zostały dodane odpowiednie akapity
Powtórzenia są specjalnie. 

3 lata później

Moja historia, którą dzisiaj opowiadam ludziom, zaczęła się dokładnie trzy lata temu w szpitalu psychiatrycznym. Nigdy nie potrafiłem docenić tego, co dostawałem. Zawsze łaknąłem, by mieć wszystko, plus jeden. Życie odpłaciło mi się pięknym, za nadobne. Trzy lata temu straciłem jedyną ważną dla mnie osobę, Kyungsoo. Uświadomiono mi to dopiero dwa lata po opuszczeniu psychiatryka. Gdy mogłem czuć obecność Kyungsoo, nie czułem się samotnym samobójcą, lecz zwyczajną osobą, wraz ze zwyczajną przeszłością. Wszystko się popsuło.
Otworzyłem oczy, przetarłem je powoli i postanowiłem wziąć krótki prysznic, by cała przeszłość mogła opuścić mnie już na wieczność. Pragnąłem tego, aby historia się nie powtórzyła, tak jak to lubi robić, ale wiedziałem, że moje oczekiwania były zbyt wysokie. W końcu kiedyś będę się ciąć tak jak robiłem to przed szpitalem, w nim i teraz klika kresek. Wszystko powróci tak szybko, jakby w ogóle nie miało miejsca żadne zdarzenie, które było w moim życiu. Jednakże był tego jeden plus, a mianowicie to, że poznałbym Do Kyungsoo jeszcze raz i mógłbym powiedzieć mu, co do niego czuję. Całe moje szczęście, prysnęło kurwa jak bańka mydlana, której nie da się na nowo stworzyć.
Życie jest zabawne. Kiedy myślisz, że wszystko sobie poukładałeś, kiedy zaczynasz snuć plany i cieszyć się tym, że nareszcie wiesz, w którym kierunku zmierzasz, ścieżki robią się kręte, drogowskazy znikają, wiatr zaczyna wiać we wszystkie strony świata, północ staje się południem, wschód zachodem i kompletnie się gubisz. Tak łatwo się zgubić.[1]
Wziąłem ręcznik i zacząłem wycierać ciało. Zauważyłem blizny na nogach, które zrobiłem przed pobytem w psychiatryku. Nigdy nie zwracałem na nie większej uwagi, myślałem, że to właśnie mój sens życia - robienie blizn dzięki żyletce i powolne umieranie. Nic nie mogło rozjaśnić mojego wnętrza, w którym cień tlił się od dawna. Jestem bardziej martwy, niż żywy.
- Przepiękne - pomyślałem na widok moich blizn. Od zawsze podobały mi się takie rany na ciele, wtedy widać było przez co przeszedł człowiek. Nienawidziłem osób, które od urodzenia miały idealne życie, dla mnie to było nierealne. Życie składa się z dwóch najważniejszych elementów, które idealnie ze sobą współgrają; element lepszy, czyli ten, w którym łapiemy wszystkie najlepsze momenty naszego życia i nie chcemy ich już nigdy puścić oraz element gorszy. W etapie tym, wszystko się nam rujnuje. Całe to perpetum mobile wystawia nas na próby, niektórych nie jesteśmy w stanie wytrzymać psychicznie i fizycznie. Nigdy potem nie jesteśmy tacy sami. Zmieniamy się. Nasz charakter jest inny, nabieramy zupełnie nowych cech, które za jakiś czas będziemy za wszelką cenę się pozbyć. To właśnie jest życie. Składa się ono z lepszych i gorszych etapów, nigdy nie jest idealne.
Wyszedłem z łazienki i podszedłem do szuflady, z której wyciągnąłem nową parę skarpetek i bokserek. Następnie podszedłem do szafy, otwarłem ją i wyciągnąłem z niej czarne spodnie od dresów i białą koszulkę. Na dworze było naprawdę przepięknie, dlatego postanowiłem wyjść i przejść się gdziekolwiek. To właśnie była ta zmiana, która nastąpiła po szpitalu psychiatrycznym. Już nie bałem się opinii ludzi na mój temat, tylko szedłem przed siebie, nie patrząc się na wyrazy twarzy innych. Wszystko z czasem przyszło naturalnie, automatycznie.
Wziąłem klucze do ręki i otworzyłem drzwi, pierwsze promienie słońca były już na mojej twarzy. Uniosłem rękę z kluczami, by te mnie nie raziły w oczy i powoli wyjść z domu, bez jakichkolwiek uszczerbków na zdrowiu. Opuściłem rękę i mogłem już zauważyć pierwsze dzieci, które bawiły się w tak piękną pogodę. Nienawidziłem dzieci, ale to był naprawdę cudowny widok, gdy te bawią się szczęśliwe ze swoimi rówieśnikami i rodzicami. Chciałbym wrócić do dziecięcych lat, gdy nie miałem tyle problemów co teraz. Kiedy dziwiłem się, że ktoś popełnił samobójstwo, bo w końcu życie to dar od samego Pana Boga i aktualnie co mogę o tym powiedzieć to, to jak szybko się niektóre rzeczy zmieniają.
Gdy wyszedłem przed ogrodzenie, skręciłem zaraz w prawą stronę, by przejść przez skróty do Starbucks'a. Bardzo lubiłem z niego kawę, poza tym nie lubiłem robić sobie jej sam. Jedno przysłowie mówi, że wszystko lepiej smakuje, gdy ktoś to przyrządzi, a nie gdy zrobi się to samemu. Uliczki były bardzo wąskie i pomalowane graffiti, czułem się tak jakbym grał teraz w jakimś filmie, który niestety nie zdobył żadnych nagród. Był po prostu beznadziejny, tak jak jest moje życie od samego początku. Ludzie mijali mnie, tak jakbym był zupełnie normalną osobą, ale pomyśleć, że gdyby dowiedzieli się, że taka nieśmiała osoba jak ja była w szpitalu psychiatrycznym, uważaliby, że na pewno zaraz wyciągnę pistolet i pozabijam ich wraz ze mną. No właśnie, ze  m n ą, ale się bałem.
Byłem już niedaleko Starbucksa, dlatego powoli wyciągnąłem już portfel z mojej torby, którą zdążyłem chwycić, gdy wychodziłem z domu. Często spotykałem się ze słowem ,,pedał" w moją stronę, właśnie przez tą torbę na ramię. Naprawdę nie mogłem zrozumieć tego ludzkiego pokolenia. Nikt nie był tolerancyjny, na ulicach można było spotkać tylko homofobów, rasistów i nikogo zupełnie normalnego. Pewnie jakbym im powiedział, że jestem gejem, poszczuliby mnie psami. Zero szacunku dla ludzi, którzy odstają od rzeczywistości.
Wszedłem do kawiarni, niektórzy ludzie spojrzeli w moją stronę, a za chwilkę wrócili do zajęcia, którym zajmowali się przed moim przyjściem. Kolejka do kasy nie była aż tak długa, jak mogło się to wydawać; osoby, które w niej stały, bardzo szybko składały swoje zamówienia, tak, że po jakiś czterech minutach sam mogłem je złożyć. Zamówiłem to co zwykle, czyli latte macchiato, tym razem jednak kawę wziąłem na wynos. W środku było pełno ludzi, nie lubiłem przebywania w takich zatłoczonych miejscach. Moje perpetum mobile było cały czas odseparowane od większej ilość ludzi, dlatego byłem dość aspołecznym człowiekiem.
Opuściłem sklep i postanowiłem przejść się przez park, uwielbiałem takie miejsca. Idealne do rozważania nad wszystkim i niczym; do porozmawiania z kimś na spokojnie lub po prostu do wybrania się na jakiś długi spacer po mieście, tak jak ja aktualnie postanowiłem zrobić. Jesień zbliżała się bardzo powolnymi krokami, choć można było już ją wyczuć w niektórych okolicach. Kochałem przechadzać się po ulicach pełnych od zieleni oraz je fotografować. Miałem jedyne zajęcie, które lubiłem robić, a mianowicie fotografia. Uważałem, że to unikatowe i wspaniałe, chwytać jakiś cudowny czas na malutkim zdjęciu.
Kończąc moją kawę oraz spacer, skręciłem nieświadomie w prawą stronę i znalazłem się w nieznajomej dla mnie uliczce. Chciałem jak najszybciej się stamtąd wydostać, by przypadkiem całkowicie się nie zgubić, ale moją uwagę przykuła malutka księgarnia, która aż prosiła się, aby do niej wejść. Widać było, że jest naprawdę stara i nie ma zbyt wiele klientów, ale z samego patrzenia na nią można było wywnioskować to, że codziennie przychodzili jacyś ludzie, którzy mogli zostać nazwani już stałymi klientami.
Postanowiłem do niej wejść, chciałem po prostu dowiedzieć się jak było w środku. Nogi zaczęły iść same, zanim się obejrzałem, byłem już w środku. Mój wzrok przechwycił tylko jedno stoisko z kasą oraz około sześć stołów, by ludzie mogli poczytać literaturę bez jej kupowania. Bardzo lubiłem takie miejsca, bowiem były one naprawdę wygodne. Na wszystkich sześciu stołach były poukładane książki, od tych starszych do najnowszych. Chwyciłem pierwszą z brzegu książkę i przeczytałem tytuł ,,Zbuntowana"; słyszałem o niej. Trylogia ,,Niezgodna". Chwilkę na nią patrzyłem, lecz po dłuższym namyśle postanowiłem, iż usiądę i zaglądnę do jej środka.
Tejże książka tak bardzo mnie wciągnęła, że nawet nie zauważyłem, że czytałem już rozdział piętnasty i nie mogłem się od niej oderwać. Wstałem więc z krzesła i podszedłem do kasy, by ją kupić.
- Przepraszam - krzyknąłem, by właściciel lub pracownik przyszedł. Przez pewien czas nikt nie przychodził, dlatego krzyknąłem jeszcze raz. Głowę odwróciłem do drzwi, skąd powinien wychodzić personel. Nie przeliczyłem się, faktycznie ktoś stamtąd wyszedł. Postura tego człowieka była mi bardzo dobrze znana, jednakże za Chiny ludowe nie mogłem przypomnieć skąd, dopóki nie ujrzałem jego twarzy.
To był Kyungsoo.
Ten Kyungsoo, którego poznałem w szpitalu psychiatrycznym i ten Kyungsoo, którego pokochałem wtedy i kocham do dzisiaj. Nie mogłem uwierzyć w to nieszczęście lub szczęście, które mnie spotkało. Nie byłem przygotowany na tak wczesne spotkanie z tą osobą. Los kryje za sobą wiele niespodzianek, ale po prostu to wszystko było za szybko. Mimo tego, że minęły pełne trzy lata, to i tak nie byłem na to przygotowany. Chyba nigdy nie byłbym.
- Dwadzieścia pięć złotych - powiedział, gdy wziął ode mnie książkę, a następnie uśmiechną się tym swoim promiennym uśmiechem. Widzę, że wyszedł całkowicie ze swojej depresji; odwyku można by powiedzieć. Stałem z portfelem w ręku i jak ostatni idiota, patrzyłem się na niego. - Wszystko dobrze? - zapytał.
- Ty. Nie pamiętasz mnie? - chciałem znów zobaczyć tego Kyungsoo, który widział we mnie tylko Jongina. Jongina, który był zwykłym dzieciakiem z niemałymi problemami. Każdy sądził mnie jako chłopaka bez przyszłości, z depresją, popijającego wódkę bezdomnego. On był tym, który był inny.
- Powinienem? - zapytał bez jakichkolwiek uczuć. Wiedziałem, że mężczyzna nie pozna mnie od razu, ale byłem bardzo zaskoczony faktem, że on mnie wcale nie poznał. Każdy kto widział mnie chociaż raz, zawsze poznawał moją twarz. Byłem więc w błędzie?
- Nie, przepraszam. Pomyliłem pana z kimś innym. - Powiedziałem i szybko rzuciłem pieniądze na blat. Kasa fiskalna wydrukowała paragon, zapakowałem książkę do torby i wyszedłem z księgarni. - Nigdy więcej tam nie wchodzić - powiedziałem sam do siebie. Wcześniej, gdy wchodziłem do tej ulicy, sądziłem, że można się bardzo łatwo zgubić. Myliłem się.

[1] - Cecelia Ahern, Love, Rosie