Tytuł: Destroyed (Mental Hospital sequel)
Gatunek: angst,
au
Paring: Kaisoo
Ostrzeżenia: Przekleństwa
Sequel to: Mental Hospital
Fabuła: Jongin
myślał, że już nigdy nie spotka swojego ukochanego. Los, jednak kryje w sobie
niespodzianki.
A/N: Cóż
ciekawego mogę powiedzieć o tym shocie. Na pewno to, że będzie on dosyć długi,
dlatego postanowiłam go rozdzielić na kilka części. Dzisiaj kończony, więc mogą
pojawić się błędy oraz powtórzenia wiadomości. W przyszły weekend powinnam go
sprawdzić, ale nic nie obiecuję. W pewnym stopniu ten shot opisuje moje życie,
więc jest dla mnie bardzo ważnym i nie chcę nic w nim zepsuć. W każdym razie
jestem zadowolona z początków, ponieważ tak super go opisałam (przynajmniej tak
mi się wydaje). Mam nadzieję, że się spodoba.
edit. do wszystkich tworów zostały dodane odpowiednie akapity
edit. do wszystkich tworów zostały dodane odpowiednie akapity
Powtórzenia są specjalnie.
3 lata później
Moja historia, którą dzisiaj opowiadam
ludziom, zaczęła się dokładnie trzy lata temu w szpitalu psychiatrycznym. Nigdy
nie potrafiłem docenić tego, co dostawałem. Zawsze łaknąłem, by mieć wszystko,
plus jeden. Życie odpłaciło mi się pięknym, za nadobne. Trzy lata temu
straciłem jedyną ważną dla mnie osobę, Kyungsoo. Uświadomiono mi to dopiero dwa
lata po opuszczeniu psychiatryka. Gdy mogłem czuć obecność Kyungsoo, nie czułem
się samotnym samobójcą, lecz zwyczajną osobą, wraz ze zwyczajną przeszłością.
Wszystko się popsuło.
Otworzyłem oczy, przetarłem je powoli i
postanowiłem wziąć krótki prysznic, by cała przeszłość mogła opuścić mnie już
na wieczność. Pragnąłem tego, aby historia się nie powtórzyła, tak jak to lubi
robić, ale wiedziałem, że moje oczekiwania były zbyt wysokie. W końcu kiedyś
będę się ciąć tak jak robiłem to przed szpitalem, w nim i teraz klika kresek.
Wszystko powróci tak szybko, jakby w ogóle nie miało miejsca żadne zdarzenie,
które było w moim życiu. Jednakże był tego jeden plus, a mianowicie to, że
poznałbym Do Kyungsoo jeszcze raz i mógłbym powiedzieć mu, co do niego czuję.
Całe moje szczęście, prysnęło kurwa jak bańka mydlana, której nie da się na
nowo stworzyć.
Życie jest zabawne. Kiedy myślisz, że
wszystko sobie poukładałeś, kiedy zaczynasz snuć plany i cieszyć się tym, że
nareszcie wiesz, w którym kierunku zmierzasz, ścieżki robią się kręte,
drogowskazy znikają, wiatr zaczyna wiać we wszystkie strony świata, północ
staje się południem, wschód zachodem i kompletnie się gubisz. Tak łatwo się
zgubić.[1]
Wziąłem ręcznik i zacząłem wycierać ciało.
Zauważyłem blizny na nogach, które zrobiłem przed pobytem w psychiatryku. Nigdy
nie zwracałem na nie większej uwagi, myślałem, że to właśnie mój sens życia -
robienie blizn dzięki żyletce i powolne umieranie. Nic nie mogło rozjaśnić
mojego wnętrza, w którym cień tlił się od dawna. Jestem bardziej martwy, niż
żywy.
- Przepiękne - pomyślałem na widok moich
blizn. Od zawsze podobały mi się takie rany na ciele, wtedy widać było przez co
przeszedł człowiek. Nienawidziłem osób, które od urodzenia miały idealne życie,
dla mnie to było nierealne. Życie składa się z dwóch najważniejszych elementów,
które idealnie ze sobą współgrają; element lepszy, czyli ten, w którym łapiemy
wszystkie najlepsze momenty naszego życia i nie chcemy ich już nigdy puścić
oraz element gorszy. W etapie tym, wszystko się nam rujnuje. Całe to perpetum
mobile wystawia nas na próby, niektórych nie jesteśmy w stanie wytrzymać
psychicznie i fizycznie. Nigdy potem nie jesteśmy tacy sami. Zmieniamy się.
Nasz charakter jest inny, nabieramy zupełnie nowych cech, które za jakiś czas
będziemy za wszelką cenę się pozbyć. To właśnie jest życie. Składa się ono z
lepszych i gorszych etapów, nigdy nie jest idealne.
Wyszedłem z łazienki i podszedłem do
szuflady, z której wyciągnąłem nową parę skarpetek i bokserek. Następnie
podszedłem do szafy, otwarłem ją i wyciągnąłem z niej czarne spodnie od dresów
i białą koszulkę. Na dworze było naprawdę przepięknie, dlatego postanowiłem
wyjść i przejść się gdziekolwiek. To właśnie była ta zmiana, która nastąpiła po
szpitalu psychiatrycznym. Już nie bałem się opinii ludzi na mój temat, tylko
szedłem przed siebie, nie patrząc się na wyrazy twarzy innych. Wszystko z
czasem przyszło naturalnie, automatycznie.
Wziąłem klucze do ręki i otworzyłem drzwi,
pierwsze promienie słońca były już na mojej twarzy. Uniosłem rękę z kluczami,
by te mnie nie raziły w oczy i powoli wyjść z domu, bez jakichkolwiek
uszczerbków na zdrowiu. Opuściłem rękę i mogłem już zauważyć pierwsze dzieci,
które bawiły się w tak piękną pogodę. Nienawidziłem dzieci, ale to był naprawdę
cudowny widok, gdy te bawią się szczęśliwe ze swoimi rówieśnikami i rodzicami.
Chciałbym wrócić do dziecięcych lat, gdy nie miałem tyle problemów co teraz.
Kiedy dziwiłem się, że ktoś popełnił samobójstwo, bo w końcu życie to dar od
samego Pana Boga i aktualnie co mogę o tym powiedzieć to, to jak szybko się
niektóre rzeczy zmieniają.
Gdy wyszedłem przed ogrodzenie, skręciłem
zaraz w prawą stronę, by przejść przez skróty do Starbucks'a. Bardzo lubiłem z
niego kawę, poza tym nie lubiłem robić sobie jej sam. Jedno przysłowie mówi, że
wszystko lepiej smakuje, gdy ktoś to przyrządzi, a nie gdy zrobi się to samemu.
Uliczki były bardzo wąskie i pomalowane graffiti, czułem się tak jakbym grał
teraz w jakimś filmie, który niestety nie zdobył żadnych nagród. Był po prostu
beznadziejny, tak jak jest moje życie od samego początku. Ludzie mijali mnie,
tak jakbym był zupełnie normalną osobą, ale pomyśleć, że gdyby dowiedzieli się,
że taka nieśmiała osoba jak ja była w szpitalu psychiatrycznym, uważaliby, że
na pewno zaraz wyciągnę pistolet i pozabijam ich wraz ze mną. No właśnie, ze
m n ą, ale się bałem.
Byłem już niedaleko Starbucksa, dlatego
powoli wyciągnąłem już portfel z mojej torby, którą zdążyłem chwycić, gdy
wychodziłem z domu. Często spotykałem się ze słowem ,,pedał" w moją
stronę, właśnie przez tą torbę na ramię. Naprawdę nie mogłem zrozumieć tego
ludzkiego pokolenia. Nikt nie był tolerancyjny, na ulicach można było spotkać
tylko homofobów, rasistów i nikogo zupełnie normalnego. Pewnie jakbym im
powiedział, że jestem gejem, poszczuliby mnie psami. Zero szacunku dla ludzi,
którzy odstają od rzeczywistości.
Wszedłem do kawiarni, niektórzy ludzie
spojrzeli w moją stronę, a za chwilkę wrócili do zajęcia, którym zajmowali się
przed moim przyjściem. Kolejka do kasy nie była aż tak długa, jak mogło się to
wydawać; osoby, które w niej stały, bardzo szybko składały swoje zamówienia,
tak, że po jakiś czterech minutach sam mogłem je złożyć. Zamówiłem to co
zwykle, czyli latte macchiato, tym razem jednak kawę wziąłem na wynos. W środku
było pełno ludzi, nie lubiłem przebywania w takich zatłoczonych miejscach. Moje
perpetum mobile było cały czas odseparowane od większej ilość ludzi, dlatego
byłem dość aspołecznym człowiekiem.
Opuściłem sklep i postanowiłem przejść się
przez park, uwielbiałem takie miejsca. Idealne do rozważania nad wszystkim i
niczym; do porozmawiania z kimś na spokojnie lub po prostu do wybrania się na
jakiś długi spacer po mieście, tak jak ja aktualnie postanowiłem zrobić. Jesień
zbliżała się bardzo powolnymi krokami, choć można było już ją wyczuć w
niektórych okolicach. Kochałem przechadzać się po ulicach pełnych od zieleni
oraz je fotografować. Miałem jedyne zajęcie, które lubiłem robić, a mianowicie
fotografia. Uważałem, że to unikatowe i wspaniałe, chwytać jakiś cudowny czas
na malutkim zdjęciu.
Kończąc moją kawę oraz spacer, skręciłem nieświadomie
w prawą stronę i znalazłem się w nieznajomej dla mnie uliczce. Chciałem jak
najszybciej się stamtąd wydostać, by przypadkiem całkowicie się nie zgubić, ale
moją uwagę przykuła malutka księgarnia, która aż prosiła się, aby do niej
wejść. Widać było, że jest naprawdę stara i nie ma zbyt wiele klientów, ale z
samego patrzenia na nią można było wywnioskować to, że codziennie przychodzili
jacyś ludzie, którzy mogli zostać nazwani już stałymi klientami.
Postanowiłem do niej wejść, chciałem po
prostu dowiedzieć się jak było w środku. Nogi zaczęły iść same, zanim się
obejrzałem, byłem już w środku. Mój wzrok przechwycił tylko jedno stoisko z
kasą oraz około sześć stołów, by ludzie mogli poczytać literaturę bez jej
kupowania. Bardzo lubiłem takie miejsca, bowiem były one naprawdę wygodne. Na
wszystkich sześciu stołach były poukładane książki, od tych starszych do
najnowszych. Chwyciłem pierwszą z brzegu książkę i przeczytałem tytuł
,,Zbuntowana"; słyszałem o niej. Trylogia ,,Niezgodna". Chwilkę na
nią patrzyłem, lecz po dłuższym namyśle postanowiłem, iż usiądę i zaglądnę do
jej środka.
Tejże książka tak bardzo mnie wciągnęła,
że nawet nie zauważyłem, że czytałem już rozdział piętnasty i nie mogłem się od
niej oderwać. Wstałem więc z krzesła i podszedłem do kasy, by ją kupić.
- Przepraszam - krzyknąłem, by właściciel
lub pracownik przyszedł. Przez pewien czas nikt nie przychodził, dlatego
krzyknąłem jeszcze raz. Głowę odwróciłem do drzwi, skąd powinien wychodzić
personel. Nie przeliczyłem się, faktycznie ktoś stamtąd wyszedł. Postura
tego człowieka była mi bardzo dobrze znana, jednakże za Chiny ludowe nie mogłem
przypomnieć skąd, dopóki nie ujrzałem jego twarzy.
To był Kyungsoo.
Ten Kyungsoo, którego poznałem w szpitalu
psychiatrycznym i ten Kyungsoo, którego pokochałem wtedy i kocham do dzisiaj.
Nie mogłem uwierzyć w to nieszczęście lub szczęście, które mnie spotkało. Nie
byłem przygotowany na tak wczesne spotkanie z tą osobą. Los kryje za sobą wiele
niespodzianek, ale po prostu to wszystko było za szybko. Mimo tego, że minęły
pełne trzy lata, to i tak nie byłem na to przygotowany. Chyba nigdy nie byłbym.
- Dwadzieścia pięć złotych - powiedział,
gdy wziął ode mnie książkę, a następnie uśmiechną się tym swoim promiennym
uśmiechem. Widzę, że wyszedł całkowicie ze swojej depresji; odwyku można by
powiedzieć. Stałem z portfelem w ręku i jak ostatni idiota, patrzyłem się na
niego. - Wszystko dobrze? - zapytał.
- Ty.
Nie pamiętasz mnie? - chciałem znów zobaczyć tego Kyungsoo, który widział we
mnie tylko Jongina. Jongina, który był zwykłym dzieciakiem z niemałymi
problemami. Każdy sądził mnie jako chłopaka bez przyszłości, z depresją,
popijającego wódkę bezdomnego. On był tym, który był inny.
- Powinienem? - zapytał bez jakichkolwiek
uczuć. Wiedziałem, że mężczyzna nie pozna mnie od razu, ale byłem bardzo
zaskoczony faktem, że on mnie wcale nie poznał. Każdy kto widział mnie chociaż
raz, zawsze poznawał moją twarz. Byłem więc w błędzie?
- Nie, przepraszam. Pomyliłem pana z kimś
innym. - Powiedziałem i szybko rzuciłem pieniądze na blat. Kasa fiskalna
wydrukowała paragon, zapakowałem książkę do torby i wyszedłem z księgarni. -
Nigdy więcej tam nie wchodzić - powiedziałem sam do siebie. Wcześniej, gdy
wchodziłem do tej ulicy, sądziłem, że można się bardzo łatwo zgubić. Myliłem
się.
[1] - Cecelia Ahern, Love, Rosie
[1] - Cecelia Ahern, Love, Rosie