Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X X
Cytat z nagłówka pochodzi z utworu "Violet Hill" zespołu Coldplay.

29.12.14

I. Nieliczni | Blask Nocy

Rok 3045. Ludzie, wampiry, wilkołaki i elfy żyją razem w pokoju. Wszystkie istoty stąpające po planecie zwanej Ziemią, sobie pomagały nawzajem, nic nie mogło zepsuć ich relacji; do czasu. Wszystko to zaczęło się rujnować, gdy nowy władca rządu został wybrany. Wampiry oraz wilkołaki coraz częściej napadali na istoty śmiertelne, tylko po to by wypić krew lub po prostu ich zabić; pragnęli zemsty. Elfy zazwyczaj były głównie pod kontrolą rządu, robili wszystko co im kazano, lecz jak w każdym gatunku znalazły się odmieńce, które się im sprzeciwiali. Listy gończe były jednym z wielu rzeczy, które przetrwały od tysięcy lat. Każdy uważał, że są one nie potrzebne, wystarczy, że zostanie nadane kogo się szuka, na wielkim telewizorze w centrum miasta. Żyli jednak ludzie, którzy nie znosili wciąż rozrastającej się technologii. Mieszkali oni na wzgórzach, we wiosce koło miasta Reidam, nienaruszeni technologią. Wiedli oni pospolite i spokojne życie, głównie utrzymywali się z roli i upraw, które potem sprzedawali kupcom z miast. Byli oni jedynymi szczęśliwymi osobnikami z tego miasta, nikt inny nigdy nie zaznał szczęścia, pomimo tego, że rząd chcąc to uczucie wywołać unowocześniał miasto, to wszyscy członkowie społeczeństwa, które władza sobie wymarzyła, byli jedynie żywymi robotami.
,,Kim Jongin, lat 20. Osoba mieszkająca poza obrębem miasta, jego jedyną rodziną jest dziadek Sangkil i babcia Jaein. Żyją z uprawy roli.", wszyscy członkowie społeczności miasta, mieli takie identyfikatory, na których było napisane ich imię, nazwisko, rodzina oraz praca, którą aktualnie ma lub z czego się utrzymuje.
Osoby, które miały taki identyfikator, były pełnoprawnymi obywatelami Reidam. Przyjezdne osoby dostawały kartki, które mieli oddać, gdy tylko opuszczą to miejsce. W pewnym sensie było to dobre, gdyż nie mieli jednej narodowości, mogli być uznawani za żydów, muzułmanów, chrześcijan, a nawet judaistów. Wszyscy, którzy mieli identyfikatory nie byli wpuszczani do pewnych miejsc. Mimo tego, że rada rządziła wszystkimi krajami od środka po wschód, to i tak większość z nich nie chciała mieć takiego ,,króla".
Głównym władcą był Yenrond, który uważał się za największego i najlepszego króla wszechświata, którym nie był. Mężczyzna kazał strażom codziennie zabierać podatki od biednych członków społeczeństwa, za które kupował sobie nowe ubrania oraz jedzenie. Nigdy nie wychodzi z budynku swojego domu, by przywitać się z mieszkańcami. Całymi dniami siedzi w swoim biurze i wciąż myśli, jak zdobyć pieniądze na jego wygody.
Reidamowie byli bogaci, a jednocześnie biedni. W swoich mieszkaniach mieli najnowszej klasy telewizory, komputery oraz najlepsze i najdroższe telefony komórkowe, które były dostępne w mieście. Byli biedni, ponieważ nie potrafili kochać z uczuciem; kochali za prezenty, które dostawali. Nie potrafili śmiać się, współczuć oraz płakać z uczuciem. Technologia była jednym z najważniejszych czynników ich życia, nie mogli bez niej żyć.
Inaczej było z mieszkańcami malutkiej wioski, która była obok miasta. Daileni byli biedni, a bogaci. Mieszkańcy Dail nie mieli zbyt wiele pieniędzy, ich miesięczna wypłata ledwo starczała na przeżycie, dlatego głównie skupiali się na żywności, którą kupowali na zaś. Ubrania były najmniej ważnym czynnikiem, bowiem codziennie jakiś człowiek z Reidam wyrzucał dobrą bluzkę do kosza, który znajduje się prawie przed wejściem do wioski. Daileni byli bogaci, ponieważ potrafili kochać. Uczucia były dla nich najważniejsze, a gdy ktoś nie umiał robić czegoś z uczuciem do wykonywanej pracy, został wyrzucany ze społeczeństwa. W wiosce istniała zasada, że gdy ktoś przestanie je odczuwać, nigdy nie będzie mógł znowu wykonywać swojej pracy z tym jednym, pożądanym poczuciem. Wiele osób przez to zostało bez żadnego obywatelstwa; nie mogli zostać członkami innego społeczeństwa, nie mogli iść do innego miasta czy wioski bez identyfikatora, był on najważniejszy.

Na zachód od terenów, którymi rządził Yenrond, każda wygnana istota mogła znaleźć swoje miejsce. Mieszkały tam wszystkie rasy, od człowieka po elfy, gobliny oraz wampiry. Na zachodzie mieli wszystko, co było potrzebne do przeżycia - domy, jedzenie, a nawet technologię, która pozwalała im zobaczyć co dzieje się aktualnie w Reidam. Mieszkali w Azaren.

Istoty nadprzyrodzone, które były od urodzenia inne, były nazywane Odmieńcami. W mieście szydzono z nich jak tylko się dało. Często słyszeli wyzwiska, byli wyzywani od kurw do odmiennych pizd. Z dnia na dzień, Azarenowie coraz bardziej nienawidzili istoty śmiertelne. Coraz częściej zabijali rasę człowieka dla własnej przyjemności, mimo tego, że stać było ich na wyżywienie, które aktualnie potrzebowali. Po wybraniu nowego władcy, coraz bardziej byli niezależni.

Rozdział pierwszy miał być dużo dłuższy, lecz po większym zastanowieniu, zostawiam go w formie bez dialogów, tylko z opisami Reidamów, Azarenów oraz Dalienów. Niesprawdzany, więc mogą być powtórzenia oraz błędy. Mam nadzieję, że się spodoba.

26.12.14

Mental Hospital

            Tytuł: Mental Hospital
            Gatunek: drabble, character study
            Bohaterowie: Kim Jongin, Do Kyungsoo
            Paring: kaisoo?
            Ostrzeżenia: Przekleństwa, wzmianki o samobójstwie
            A/N: Pomysł na ten one shot wpadł mi niedawno do głowy i postanowiłam jak najszybciej go zrealizować. Nie jestem z niego bardzo zadowolona, ponieważ chciałam opisać życie Jongina przez rok, nie tylko trzy miesiące. Jednakże nie jest on taki zły, jak mi się wydawało. Mam nadzieję, że się spodoba.



Pierwszy lipiec, 2013 rok.
Dzisiaj jest mój pierwszy dzień w szpitalu psychiatrycznym. Wchodząc do niego, widziałem jakąś dziewczynę, a w jej oczach strach i szaleństwo. Boję się, że skończę tak samo.

Drugi lipiec, 2013 rok.
Moja pierwsza noc w tym wariatkowie już za mną, jednakże nie mogłem spać. Cały czas słyszałem krzyki innych chorych. Jak inni mogą tak sobie spokojnie zasnąć przy tym łomocie?

Dziesiąty lipiec, 2013 rok.
Minęło osiem dni od mojego ostatniego wpisu w tym notatniku. Jest to jedyna rzecz, które przypomina mi o tym, bym nie zwariował. Przez te dni poznałem dość dużo osób, między innymi Marię, która do tego miejsca przyjechała w ten sam dzień, gdy ja.

Jedenasty lipiec, 2013 rok.
Jest dokładnie dwudziesta druga zero jeden, znowu nie mogę spać przez krzyki pacjentów, a dokładnie Johna, którego poznałem szóstego dnia mojego pobytu w tym szpitalu. Chłopak krzyczy i budzi się co chwile, bo boi się, że przyjdzie po niego jego ojciec i znowu zacznie go bić wszystkim, co napatoczy się pod jego ręką.

Trzynasty lipiec, 2013 rok.
Godzina ósma, przepiękna godzina. Dzisiejszy dzień to dzień odpierdalania. Cały dzień w łóżku, nareszcie.

Piętnasty lipiec, 2013 rok, godzina 00:00
To już piętnaście dni od mojego pojawienia się w tym jebanym psychiatryku. W sumie zaprzyjaźniłem się tutaj już praktycznie ze wszystkimi. Początkowo miałem odruch wymiotny, gdy ktoś z tego miejsca się do mnie odzywał, ale w końcu sam jestem pojebany, więc czemu mam się do nich nie odzywać.

Pierwszy sierpień, 2013 rok.
Miesiąc. Minął już jeden, pełny miesiąc. Przez ten cały czas chodziłem do lekarzy, którzy mieli mi pomóc przestać się ciąć, zażywać w większych ilościach tabletek i ogólnie wybić mi z głowy samobójstwo. Jestem na początku mojej drogi wyjścia z depresji, ale już czuję się o wiele lepiej, niż czułem się kiedyś.

Dziesiąty sierpień, 2013 rok.
Jestem mega szczęśliwy. Poznałem dzisiaj chłopaka, Do Kyungsoo, który ma takie same problemy jak ja i cały czas spędzamy praktycznie ze sobą. Na reszcie znalazłem kolegę, z który mogę normalnie porozmawiać o wszystkim.

Trzydziesty pierwszy sierpień, 2013 rok.
Każda osoba w psychiatryku powie wam, że trzeba prowadzić swój notatnik, byś nie zwariował. Maria, którą poznałem w pierwszych dniach, przestała go prowadzić i tak nie mieli innego wyjścia niż zakłuć ją w kaftan. Szkoda dziewczyny, była bardzo pogodną osobą.

Drugi wrzesień, 2013 rok.
Od dzisiaj zaczynam moją terapię z Kyungsoo. Lekarze stwierdzili, że lepiej będzie, gdy będziemy mieli partnera w naszej sytuacji i bardzo cieszę się, że wypadło na Do.

Piąty wrzesień, 2013 rok.
Od trzech dni udzielam się na terapii bardzo często i przestałem się ciąć. Sądzę, że wszystko to dzięki doktorom. Wszystko co słyszałem o psychiatryku było nie prawdą.

Ósmy wrzesień, 2013 rok.
Nie tnę się od siedmiu dni, to mój życiowy rekord. Normalnie na moich rękach byłoby pełno blizn oraz w szpitalu miałbym płukanie żołądka. Doktor Smith jest naprawdę wspaniałą i nadzwyczajną kobietą, nigdy nie poddaje się, bo wie, że może pomóc ludziom.

Dwunasty wrzesień, 2013 rok.
Doktor Smith powiedziała, że ja i Kyungsoo możemy niedługo wyjść ze szpitala. Jeszcze nie ma ustalonej daty, kiedy dokładnie, a uważam, że pierwszego października już powinienem być w domu.

Szesnasty wrzesień, 2013 rok.
Dopiero dzisiaj powiedziała nam kiedy możemy wrócić do naszych rodzin i wcale się nie myliłem. Pierwszy październik to dzień, gdy każdy nas może opuścić to zakichane miejsce i niestety, iść własnymi ścieżkami. Przez te dni bardzo się do Kyungsoo przywiązałem.

Dwudziesty piąty wrzesień, 2013 rok.
Za pięć dni opuszczam psychiatryk na zawsze. Dziękuję Bogu, że wytrzymałem te trzy miesiące tutaj, ponieważ często miewałem myśli samobójcze. ,,A może już nic mi nie pomoże?", to pytanie towarzyszyło mi przez długi czas - od przekroczenia progu szpitala, by wejść i zaczęcia terapii. Teraz już wiem, że istnieją ludzie, którzy mogą mi pomóc, między innymi Kyungsoo i Doktor, którzy wytrwale dążyli ze mną, bym się przełamał.

Dwudziesty siódmy wrzesień, 2013 rok.
Zostały tylko cztery dni, które są sądem ostatecznym. One wyznaczają czy dalej zostanę, czy wyjdę. Bardzo chciałbym zostać ze względu na Do, ale obiecał mi, że gdy ja przestanę myśleć o śmierci, to on też się zmieni. Zmienił się, bo chciał bym był szczęśliwy.

Trzydziesty wrzesień, 2013 rok, godzina 23:59
Jestem już spakowany na jutro. Jestem tak bardzo szczęśliwy, że mogę wyjść wreszcie z tego miejsca, że jest to niewyobrażalne.

Pierwszy październik, 2013 rok.
Dzisiaj jest to mój ostatni wpis do tego dziennika, który zostanie w szpitalu psychiatrycznym im. Johna Greena na zawsze. Bardzo chciałem wszystkim tutaj podziękować za troskę, którą daliście mi w tych trzech miesiącach. Za bezpieczeństwo, bo pomimo tego, że niekiedy bałem się krzyków Johna i, że ktoś przyjdzie w nocy udusić mnie poduszką, to zawsze ktoś stał na straży, by to się nie stało. Dziękuję doktor Smith, która po prostu wyciągnęła mnie z tego nałogu. Dziękuję również Kyungsoo, którego tak naprawdę kochałem od początku naszej znajomości, ale bałem się mu o tym powiedzieć. Spróbuję o nim zapomnieć, bo i tak nigdy się już nie spotkamy. Do widzenia.


----------------------------------------------------------------------------
Mało opisanych uczuć Jongina, gdyż planuję do tego sequel, w którym dowiecie się od początku co się działo przed szpitalem i po.

20.12.14

1. Niebo istnieje, naprawdę...

            Tytuł: Niebo istnieje, naprawdę...
            Paring: Sekai
            Gatunek: AU, Angst
            Ostrzeżenia: Przekleństwa
        Fabuła: Sehun podczas operacji serca umiera i odwiedza niebo. Przed wejściem do krainy wiecznego szczęścia, stoi Św. Piotr, który tłumaczy mu, że są dwa wyjścia tej sytuacji. Godzisz się na śmierć i idziesz do nieba, nie zaznajesz bólu, cierpienia smutku, ale nie zaznajesz nigdy więcej miłości. Drugim wyjściem jest powrócenie do świata żywych, jednakże wtedy wszystkie bodźce doznajesz dwa razy bardziej; cierpisz dwa razy bardziej, ale także dwa razy bardziej doznajesz miłości. Co wybierze Sehun?
           A/N: Dobry dobry kochani. Od razu, na początku chciałam wam powiedzieć, że całą jedynkę pisałam przy melodii, którą dałam jako soundtrack, ale jeśli coś nie będzie pod nią, to zrozumiem i możecie wtedy włączyć inną piosenkę. W jednym momencie są pochylone słowa, więc jeśli tylko je przeczytacie, to utworzą zdanie.
Jeżeli chodzi o części, to postanowiłam podzielić tego one shota na tyle części ile ma, dlatego dzisiaj dodaję tylko jedynkę
Przepraszam za błędy w tekście, nie był on sprawdzany (jeśli są gdzieś literówki, to napiszcie w komentarzu, a ja poprawię). Powtórzenia są specjalnie.
Tekst pochylony i w cudzysłowie to wspomnienia.
Jeżeli akapity będą krzywe, to wina tylko i wyłącznie bloggera, ily.



1.

melody | Sehun
Pamiętam, jakby to było zaledwie wczoraj. Obudziłem się w białym pomieszczeniu. Byłoby inaczej, gdyby choć jedna rzecz była innego koloru, niż biały. Białe ściany, biała pościel, wszystko białe. Cholerny depresyjny kolor. Zamknąłem oczy i pomyślałem, że gdy znów je otworzę, będę w innym pomieszczeniu.
- Raz, dwa, trzy. - Policzyłem i otworzyłem oczy z nadzieją. Nadal jestem w pomieszczeniu o zakurwiście depresyjnym kolorze. Tak, to był szpital. Wszędzie tutaj śmierdziało - samym szpitalem, jak i chorymi. Na sali leżałem sam, za co byłem wdzięczny Bogu, nie mógłbym znieść mojego pokojowego towarzysza, lubiłem być sam, więc raczej ta osoba nie byłaby moim znajomym.
- Kurwa, zajebana mać. - Przekląłem w myślach, ponieważ wiedziałem, że nie wydostanę się stąd szybko. Miałem przeczucie, że jest coś ze mną nie tak, bo jednak nie trafia się do szpitala, gdy jest się w stu procentach zdrowym.
Do pokoju, gdzie leżałem weszła moja macocha. Moja prawdziwa mama zmarła dziesięć lat temu na nowotwór, dokładnie chorowała na kostniakomięsaka. Miałem wtedy dziewięć lat i niezbyt wiedziałem, że to bardzo paskudna choroba. Dowiedziałem się dopiero, gdy poczytałem trochę wiadomości w internecie, tata nigdy nie chciał rozmawiać o mamie. Zawsze powtarzał przy mnie ,,Nie liczy się przeszłość, tylko to co jest teraz", jednak jak mogłem nie zapytać co stało się z rodzicielką.
- Dzień dobry, Sehunie. - Uśmiechnęła się, lecz widziałem smutek w jej oczach. - Dobrze się czujesz?
- Możesz nie owijać w bawełnę i powiedzieć co mi jest? Do szpitala nie trafia się tak z dnia na dzień, musi mi coś być. - Odpowiedziałem ze złością, jednakże nie mogłem się na nią złościć, była dla mnie drugą matką. Niestety, nie mogła mi zastąpić tej prawdziwej, starała się i dalej stara, bym wreszcie ją zaakceptował, lecz nie mogłem.
- Tato ci wszystko wytłumaczy. - patrząc na swoje palce u rąk, kciukami kręciła kółka w nieskończoność. Wtem wszedł ojciec z lekarzem, wyprosił macochę na chwilkę i obaj podeszli do mojego łóżka. Lekarz ubrany był w biały fartuch, czarne spodnie i buty. Na widok innego koloru trochę się rozpromieniłem. Miałem dość bieli, która była po prostu  w s z ę d z i e. Ojciec usiadł na krześle obok i zapadła cisza. Przeszywała ona całe moje ciało, które drżało od zimna, gdyż w pokoju, w któryn byłem zepsuły się grzejniki.
- Sehun, mamy złe wieści. - Powiedział doktor patrząc raz na tatę, a raz na mnie. - Masz nowotwór, nie pozostało ci wiele dni życia. Dzisiaj jeszcze zostaniesz przewieziony na inną salę, byś nie był taki samotny. W przyszłym tygodniu będziesz miał drugą operację i dopiero po niej będziemy w stanie zobaczyć, co i jak. - zacząłem drżeć. ,,Jak to mam raka? Ile jeszcze pożyję? Dlaczego to stało się tak szybko?", wszystkie tego typu pytania zaczęły mnie nękać. To było jak mantra, cały czas je powtarzałem, aż w końcu nie wytrzymałem, postanowiłem zapytać ojca.
- Chorujesz na takiego samego raka, którego miała twoja matka. Naprawdę nie wiem ile zostało ci życia, ale... - Głos w połowie się mu załamał - Spróbuję wszystkiego, byś ostatnie twoje dni przeżył jak najlepiej.
Tata ucałował mnie dzisiaj ostatni raz w rękę i wyszedł powoli z sali. Za pięć minut wpadły pielęgniarki, które miały mnie przewieść na salę, w której będę miał towarzysza. Chciałem zaprotestować, jednak nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa. Nadal byłem w szoku, nie mogło to do mnie dotrzeć, że niedługo umrę (a raczej, jeśli operacja się uda, to jeszcze trochę pożyję). W tym momencie miałem tylko plan, by popełnić samobójstwo. Nie zostało mi dużo do pożycia, to dlaczego nie miałbym już umrzeć, i tak nikt nie tęskniłby za mną. Ojciec całe życie przejmował się tylko tą swoją nową małżonką, nic innego się dla niego nie liczyło; nawet ja. Ona, czyli Sohyun; dziwka, kurwa, szmata, pizda. Nic innego o niej nie dało rady się powiedzieć; każdy wiedział, że daje dupy za plecami mojego ojca, ale ten jakby był po prostu ślepy. Nie zauważał u niej żadnych wad, sądził, że ta szmata jest idealna; nie była.
- Kurwa mać, mam dość! - krzyknąłem w myślach, kiedy pielęgniarki praktycznie dowoziły mnie do pokoju, gdzie miałem mieć ,,kolegę".
- Sehun, nie denerwuj się. Bardzo dobrze wiemy to, że chciałbyś być sam w pokoju, lecz gdy dowiedziałeś się o tym, że masz raka, to nie możemy pozwolić sobie na to, byś został bez żadnej osoby. Wiemy też to, że chciałbyś sobie zrobić coś złego; na przykład popełnić samobójstwo. Szpital na to nie pozwala. Tego raka da się wyleczyć przez operację i dobrą rehabilitację, nie przejmuj się. - Powiedziała ostro pielęgniarka, która widziała to, że ze złości prawie rozszarpałem kołdrę.
Otworzyły powoli drzwi, główna siostra popchnęła moje łóżko w stronę okna. Wiedziałem, że ono tam jest; było strasznie jasno w pokoju, nie tak jak w poprzednim - malutkie okienko, które ledwo co wpuszczało do niego światło.
- Jonginah, to jest twój nowy kolega. Spróbujcie się nie pozabijać; Sehun, do ciebie to głównie się odnosi! - Powiedziała, po czym wyszła z resztą. Na początku była cisza, która aż świergotała mi w uszach. Kochałem zostawać sam, ale zawsze mówiłem do siebie. Teraz zbyt boję się coś powiedzieć, gdyż ten osobnik może to usłyszeć. Co jeśli czyta w myślach? Co jeśli słyszy to co ja teraz do siebie mówię?
- Cześć nowy, Jongin jestem, a ty? - Przedstawił się pierwszy. Nie jestem w stanie na razie powiedzieć, jak wygląda. Mógł być najprzystojniejszym człowiekiem na ziemi, ale nie chciałem go na razie poznawać. - O czyli nie powiesz jak masz na imię? Ok, mi to nie przeszkadza. A w ogóle, to oglądałeś ten film ,,Więzień Labiryntu"? No, to będę nazywać cię grini, jak w tym filmie.
- Sehun, więcej chyba ci nie potrzeba. - Odpowiedziałem
- Czyli umiesz gadać, brawo! - Zaczął klaskać.
- Nie rozumiem dlaczego w tym momencie miałbym się uśmiechnąć czy nawet zaśmiać. Nie znasz mojej historii, więc przymknij proszę cię bardzo mordę i przestań na chwilę pierdolić te swoje farmazony. - moją pierwszą zasadą było ,,zero szacunku dla osób, które nie wiedzą jaki jest twój stan". Jak ona głosiła, nie miałem po prostu dla niego szacunku, dlaczego w ogóle chciałbym mieć?
Obróciłem głowę w jego stronę, zobaczyłem tylko uśmiechnięty ryj, który aż mnie obrzydzał. Nie powiem, Jongin był jednak bardzo przystojnym mężczyzną (albo chłopakiem). Z tego co zdążyłem zauważyć, miał bardzo piękne włosy, które były jak najbardziej zdrowe, nie farbowane. Oczy miał koloru czarnego, jak przystało na prawdziwego azjatyckiego człowieka. Co dziwne, mają dużą uwagę zwróciły jego kości policzkowe, były idealne.
- Może powiesz mi coś więcej o sobie? Ile masz lat; co jest, że trafiłeś do szpitala i tak dalej. - Zapytał, na co nie chciałem odpowiadać, lecz jeśli mam być teraz z nim w pokoju, to czemu miałby nie wiedzieć, że umieram; że zostało mi tylko parę tygodni życia (tak przypuszczam).
- No, więc... - zacząłem opowiadać swoją historię. - Trafiłem tutaj równo tydzień temu. Jeździłem z kolegą na deskorolce, kiedy nagle się przewróciłem i nie mogłem złapać oddechu, w kolanie zaczęło mnie tak zajebiście boleć, że to było niewyobrażalne. Junhyuk, czyli ten mój kolega, zadzwonił po pogotowie i od razu, po przyjeździe tutaj, zabrali mnie na salę operacyjną. Potem byłem na OIOMie kilka dni, a dzisiaj dowiedziałem się, że mam raka tkanki kostnej, czyli kostniakomięsaka, moja mama miała takiego samego. - Opowiedziałem Jonginowi cały tydzień, który przeżyłem w tym białym pomieszczeniu. 
Kostniakomięsak jest to złośliwy, pierwotny nowotwór tkanki kostnej. Raczej jest on przekazywany z pokolenia na pokolenie (czynniki genetyczne), tak jak to było w moim przypadku - mama miała ten nowotwór, dziadek, jego matka etc. Z jednej strony żałuję, że to akurat  j a  go mam, a z drugiej dziękuję Bogu.
Moim marzeniem było, abym zginął w jakimś wypadku. Na samobójstwo byłem za słaby (ale dzisiejszy dzień był wisienką na torcie), dlatego paliłem papierosy. Kurzyłem ile tylko się dało, potrafiłem wypalić dwie paczki dziennie.
,,- Czemu ty tak szybko wypalasz papierosa i zaraz bierzesz się za kolejnego? - zapytał w pewnym momencie Hyungsik, przyglądając mi się uważnie.
- Wy palicie dla przyjemności, natomiast ja, by umrzeć. [1] - Odpowiedziałem powoli, by każdy zrozumiał co mówię."
*

­Podczas, gdy przewozili mnie na inną salę, szybko chwyciłem dwie paczki ze szlugami, by potem móc wypalić dwa papierosy. Co z tego, że nie mogłem się ruszać; co z tego, że byłem zszokowany tym czego się dowiedziałem; szlugi są najważniejszym elementem mojego życia. Tym bardziej, że umierałem (tak twierdzi doktor), to czemu nie pomóc tej maszynie pracować szybciej.
- No to chujowo ogółem. - Skomentował po długiej ciszy mój roommate.
- A u ciebie? Jak wygląda sytuacja? - zapytałem z ciekawością.
- No w sumie też nie jest za ciekawie. Mam raka tarczycy, niedługo mam operację i są dwa warianty. Jeżeli pójdzie dobrze, to pożyję jeszcze z kilka lat. Jeśli coś podczas operacji pójdzie nie tak, to umrę w jej czasie lub kilka dni po niej. Doktor wszystko mi powiedział.
Mimo tego, to i tak mógł niedługo umrzeć, dokładnie tak samo jak ja. Jego dni były policzone, mało osób z rakiem można uratować. Doktorzy mówią, że wszystko jest najlepszym porządku, lecz potem i tak ludzie umierają. Taka kolej rzeczy, nie jest to ważne czy umrze się szybciej, czy w wieku osiemdziesięciu pięciu lat. Nikt nie uchroni się przed swoim przeznaczeniem, dlatego moją kolejną zasadą było ,,Żyj tak, jakby jutra nie było". Tak samo jak każdy, snułem plany, że w przyszłości chcę mieć świetną pracę; że chcę mieć jak najlepsze życie, ale żyłem tak, abym nie musiał martwić co będzie za chwilę. Nie planowałem żadnych spotkań z przyjaciółmi, po prostu wbijałem im na chatę i wypad, bo kumpel przyszedł. Moje życie było jednym, wielkim spontanem.
- Ile masz lat? - zapytał Jongin, który przeniósł wzrok z drzwi na mnie.
- Dziewiętnaście, a ty? - odpowiedziałem.

- Dwadzieścia. - Powiedział, po czym zaczął się śmiać, tak po prostu sam do siebie.


[1] - John Green ,,Szukając Alaski" 

14.12.14

Infant | Third

            Tytuł: Infant
            Gatunek: au, fluff, angst
            Paring: Kaisoo
            Ostrzeżenia: Przekleństwa, Luhan to dziecko Kai'a i Kyungsoo.
        Fabuła: Jongin, który jest członkiem popularnego zespołu na cały świat EXO, postanawia odejść, gdy dowiedział się, że jego życiowy partner będzie miał z nim dziecko.
            A/N: Dobry wieczór kochani! Witam was z nowym  drabblem, który jest kontynuacją Kaisoo. We wcześniejszej wersji dowiedzieliśmy się, że Jongin już wie o tym, że Kyungsoo jest z nim w ciąży. Jeżeli ktoś nie czytał, to gorąco zachęcam (1 | 2). Ogółem, to nie jestem z tego zbytnio zadowolona, że tak opuściłam się z tym one shocikiem, bo można napisać go w jeden wieczór, ale w mojej aktualnej sytuacji, nie jest to możliwe. Dużo dni opuszczam w szkole, ponieważ w okresie zimy bardzo choruję, więc muszę więcej czasu poświęcić na naukę. Mimo tego, że czasu zbyt dużo nie mam, to mam nadzieję, że spodoba wam się i poczekacie jeszcze na resztę.
Dzisiaj tylko tyle (za co najmocniej was przepraszam), ale przemyślenia Kyugnsoo chciałam zostawić na kolejną część, a Jongina napisać w tej, czyli trzeciej. Powtórzenia są specjalnie.

edit. Zapomniałam wspomnieć, że mam dla was specjalną notkę na święta, lecz nie jest to one shot czy drabble, po prostu życzeniam ale jakie - dowiecie się dopiero 23 grudnia :)


Jongin

Dokładnie miesiąc temu; o tej porze, dnia dwudziestego pierwszego czerwca, dowiedziałem się, że jestem ojcem. Moją pierwszą myślą było wyśmianie Kyungsoo, który od zawsze - a raczej od naszego poznania, ponieważ wcześniej go nie znałem - lubił żartować na wszystkie tematy. Pewnego dnia, zaraz po przebudzeniu zapytał z jego wielkim uśmiechem na twarzy, że gdyby był dziewczyną, to czy fajne rzeczy z jego cyckami bym robił. Przyznam, że pierwszą moją reakcją było zaśmianie się, ale za moment spoważniałem i dałem mu do zrozumienia, że nie kocham żadnej kobiety, żadnego innego mężczyzny, tylko jego. Mojego Kyungsoo, który stał przede mną w tamtym momencie. Kyungsoo, który był moim ideałem.
Dzisiejszy dzień jest dniem raczej szczęśliwym, ja i on czujemy się jak dawniej - śpimy razem, jemy razem, a nawet kąpiemy się razem - po prostu tak jak było przed wyjazdem i moją karierą. Czasem jestem na siebie wściekły, że zostawiam go samego; na pastwę losu. Najbardziej teraz, gdy jest w ciąży. Niby nie jest to coś złego, bo w końcu zarabiam na nasz żywot, ale dopóki jego siostra jest w pobliżu, jest okay. Wszystko pieprzy się, gdy Hyeri wychodzi. Kyungsoo nie wie co ma ze sobą zrobić, gdy jedzenia lub czegoś innego zabraknie.
Pomimo tego, że chemia pomiędzy nami jest idealna, jak każda normalna para, kłócimy się ze sobą, na szczęście tylko o jakieś błahostki. Pierwszą naszą poważną kłótnią, było to, że nie jestem w domu w miarę często. Wszystko to, co wtedy on mi wyrzucił było prawdą - w domu bywałem raz na pięć lub dziesięć miesięcy, nie kochałem się z nim już tak często. Podczas gdy mieszkaliśmy jeszcze  r a z e m  w Seulu, do mieszkania przychodziłem zbyt zmęczony, by przywitać się z nim, a nawet pocałować go w głupi policzek. Od razu szedłem spać, potem budziłem się przed piątą, pracowałem i wracałem. I tak w kółko, z dnia na dzień. Wtedy Do zaproponował, żeby on przeprowadził się do miasta pod Seulem (nie mógł on już znieść miast, czuł się w nich źle), które bardziej w rozmowie nazywaliśmy wioską, ponieważ nie było tam dużo domów, zaledwie cztery na krzyż. Kupiłem go mu, gdyż bardzo mu się tam podobało. Podobała mu się okolica; to, że sąsiedzi nie mieli samochodów; że są w niej dwa sklepy (nie musiał jeździć do Seulu na zakupy). Wszystko było idealne, dopóki nie powiedziałem, że muszę wracać. Tym razem było to dziesięć miesięcy bez pocałunku ukochanej osoby; bez dotyku i powiedzenia sobie głupiego ,,Kocham Cię".
Teraz znów jesteśmy razem; znów mogę poczuć zapach  t e j  osoby, która jest najważniejsza w moim życiu. Pierwsza w rankingu ludzi, których kocham niezmiernie (potem oczywiście są rodzice).

- Dzień dobry kochanie. - Powiedziałem, gdy zauważyłem schodzącego Kyungsoo na dół. Był mężczyzną idealnym - idealna sylwetka, idealne ciało; miał wszystko idealne, czyli dobrze zbudowane, ale nie przesadzone. Miał abs, ale przy robieniu go, nie przesadził tak bardzo, by wyglądał jak kulturysta. I d e a ł  człowieka.

- Dzień dobry, kocham Cię! - zaśpiewał, dodatkowo nucąc w głowie melodię piosenki Libera i Barbary Kurdej-Szatan ,,Dzień dobry, kocham Cię!". Bardzo lubiłem tą piosenkę, ale nie pasował mi w niej głos Libera. Słuchałem ją z nim kilka razy na dzień, aż w końcu mi się przejadła; ale jemu nie.

6.12.14

0. Prolog | Blask Nocy

- Mamo! Tato! Kim będę jak dorosnę? - zapytał się rodziców z nadzieją, że powiedzą mu dokładnie co ma robić. Tak to było w tych czasach, dokładnie w roku 2900; głowy rodziny wybierały swoim potomkom pracę jaką w przyszłości podejmą. On wiedział już o tym bardzo długo, podsłuchiwał rozmowy swojego starszego rodzeństwa z ojcem.


         - Co ty tak nagle Kyungsoo? - zapytała rodzicielka, która ewidentnie była zdziwiona pytaniem swojego najmłodszego syna. - Dziecko, posłuchaj. Masz jeszcze czas, by zastanowić się co chcesz robić w swoim życiu. - po słowach swojej matki można było zauważyć zmieszanie na twarzy małego. - Widziałam, że podsłuchiwałeś nasze rozmowy z twoimi siostrami i braćmi, ale widocznie nie podsłuchałeś tego, że my chcemy waszego szczęścia i najpierw konsultujemy się z wami, a potem idziemy zgłaszać wasze wybory do urzędu. - Kyungsoo po tych słowach się rozpromienił, wiedział już, że będzie mógł robić w życiu co tylko chce. Powrócił do swoich wcześniejszych obowiązków z wielkim uśmiechem na twarzy.

Tak naprawdę, to miał być długi one shot, który jest wprowadzeniem do świata Kyungsoo oraz Jongina, lecz pomyślałam, że gdy napiszę to w takim stylu, to jeszcze bardziej będziecie czekać na pierwszy rozdział.

2.12.14

Listy do nieba; Drogi Taehyungie

            Tytuł: Listy do nieba; Drogi Taehyungie
            Gatunek: Angst
            Paring: vhope
            Uwagi: Drugi list
            Ostrzeżenia: Przekleństwa
           A/N: W sumie nie sądziłam, że napiszę jeszcze jakiś list. Ogólnie poprzedni miał być jedynym, ale polubiłam takie pisanie od siebie, w imieniu kogoś innego. Uwielbiam pisać takie "one shoty", mogę się wtedy wyżyć, napisać co w kimś mi się nie podoba. Poza tym dziękuję za komentarz w ,,Drodzy dziadkowie" 


31.12.2013r.

Mój drogi Taehyungie
Dzisiaj mija już dwa lata od twojej śmierci, nadal nie mogę się z tym pogodzić. Zastanawiam się co zrobiłem nie tak, że popełniłeś samobójstwo. Czy to była moja wina?
Te cztery lata, które ze mną spędziłeś, były najlepszymi latami mojego życia. Ile razy przypomnę sobie przeszłość, mam przed oczami Ciebie. Mam przed oczami to jak się uśmiechasz, denerwujesz, zazdrościsz, wszystkie uczucia związane z tobą.
Czy popełniłem coś złego, że pragnąłeś właśnie umrzeć? Na początku naszej znajomości byłeś po prostu szczęśliwy, ponieważ wyciągnąłem Cię z depresji, z którą zmagałeś się już dłuższy czas. Potem zacząłeś się znowu ciąć, wylądowałeś przez to, aż cztery razy w szpitalu. Chciałem Ciebie od tego jakoś oderwać, proponowałem wyjścia do kina, do wesołego miasteczka, ale ty wciąż wolałeś zostać w domu i pogrążać się w smutku.
W ostatniej fazie nie mogłem zrobić już nic. Mimo tego, że od samego początku chciałem Ci jakoś pomóc, ty zawsze po prostu mnie odpychałeś. Robiłem wszystko, byś pokochał mnie od nowa, tak jak ja kocham Cię do teraz.
Gdzieś tam w niebie pomyślisz sobie, że jestem nienormalny pisząc taki list do zmarłej już osoby, która i tak chuja mogła, chuja umiała, była pierdolonym wrakiem człowieka. Niestety, ja tak nie uważam. Cały czas powtarzałeś mi te słowa, jak mantrę, która nigdy się nie kończyła, ale kiedyś w końcu musiała się skończyć, to był dzień, w którym podciąłeś sobie żyły na obu rękach i przeciąłeś szyję. Przeciąłeś tą jebaną szyję, ale czy pomyślałeś o tym, że są osoby, które bez Ciebie żyć nie mogą?
Pomyślałeś o mnie?
O rodzicach?
O przyjaciołach?
Dzisiaj jest mój ostatni dzień na tym świecie, jeżeli Ty nie możesz żyć, to jakim prawem ja mogę? Zostawiłem wszystkim wiadomości, że przeszedłem się do Ciebie, tam wysoko, do góry. Niestety już nie wrócę. Ten list zakopię w ogródku, już starego domu. Wyznaczyłem go na sprzedaż, jakaś szczęśliwa rodzinka go kupiła. Mam nadzieję, że go kiedyś znajdą i zobaczą, jak ważny dla mnie byłeś.
Wziąłem już do lewej ręki pistolet, niedługo się zobaczymy.

Dobranoc kochanie, śpij dobrze.
Na  z a w s z e, twój Hoseok.