4.
Severance Hospital w Seulu tonął
w ciepłych barwach jesieni. Złotobrązowe kolory dobijały się poprzez okna razem
z promykami słonecznymi. Wiele chorych postanowiło wyjść na dwór, cieszyć się
piękną pogodą, która przerwała tydzień deszczu. Wiatr, który przyjemnie całował
ich twarze był czymś, czego potrzebowali. Niektóre osoby wyszły po raz pierwszy
od kilku miesięcy, co było słychać przez śmiechy i głośne, radosne rozmowy.
Sehuna
obudziły głośne rozmowy pielęgniarek z Jonginem. Jedna z nich podeszła do okien
i je uchyliła, natomiast druga rozdała śniadanie, typowe dla szpitali. Chłopak
otworzył oczy i od razu wziął pilota, by podnieść łóżko w górę, a sam poprawił
się, by było mu wygodniej. Sięgnął po jedzenie i próbował choć trochę zjeść,
jednak wciąż był przerażony operacją, która miała sie odbyć na drugi dzień.
Dużo osób powiedziałoby, iż nie ma się czego bać, podają Ci narkozę i nie
czujesz niczego, jednak Sehun miał inne zdanie na ten temat. Po prostu się bał.
Bał się, że operacja może się nie udać, a on zostanie zapomnianym nastolatkiem.
Bał się, że resztę życia spędzi, jako kaleka. Miał wiele powodów, aby czuć
niepokój.
- Co się
dzieje? - z myśli wyrwał go Jongin, który ewidentnie martwił się o chłopaka.
Dwudziestolatek usiadł na łóżku i wyciągnął coś z szafki obok. - To brelok z
moim imieniem. Wiem, że to może wydać ci się dziwne, jednak chciałbym, żebyś
mnie pamiętał i nie bał się tej operacji, lekarze są tu świetni! - uśmiechnął
się szeroko i włożył brelok do dłoni Sehunowi. Również się uśmiechnął i zaczął
przyglądać się prezentowi, który dostał. Imię Jongin było pięknie wygrawerowane
w srebrze, a całość została przekształcona na unikatowy brelok, który należał
już do Sehuna.
- Dziękuję,
naprawdę - odpowiedział i spojrzał na starszego. Nagle jego perspektywa, co do
chłopaka zmieniła się całkowicie. Zauważył, jak jego czarne włosy opadały mu na
oczy i opaloną twarz, choć sama jego karnacja była dość ciemna. Jak pojawiały
się zmarszczki koło oczu, gdy się szeroko i prawdziwie uśmiechał, a w tym samym
czasie układały się w eye smile. Mały tik u jego lewej ręki, gdy czytał od
czasu do czasu się trzęsła. Wszystko wydało się tak idealne, a jednocześnie tak
rajskie, jakby stworzył go sam Bóg. Sehun nawet nie poczuł, jak samotna łza
spłynęła po jego policzku. Przez moment poczuł się ważny, kochany i potrzebny;
odkąd stracił mamę, nie czuł tych uczuć, były znów dla niego czymś nowym.
~~~
Była godzina
siedemnasta dwadzieścia, dopiero wtedy odwiedził go ojciec z macochą. Ubrani
oboje na czarno weszli na salę numer piętnaście, gdzie leżał ich syn i jego
kolega. Sehun od razu zobaczył, że coś jest nie tak i zapytał o co chodzi.
Kobieta i mężczyzna popatrzyli na siebie, i posmutnieli, oznajmili, iż druga
najważniejsza osoba w życiu zmarła. Po długiej walce z chorobami oraz
starością, zmarła jego babcia. Dopiero teraz chłopak zdał sobie sprawę, jak
bardzo życie może być kruche. Jednego dnia ktoś żyje, posiada rodzinę i próbuje
być najlepszą wersją samego siebie, a następnego może go nie być. Następnego
dnia Sehun oddaje swoje życie w ręce lekarzy, jednak tak może być i z nim.
Wziął w dłoń brelok od swojego
przyjaciela z sali i przycisnął mocno do serca. - Tak bardzo się boję, babciu -
powiedział cicho.
a/n Dzisiaj troszeczkę krótszy rozdział, gdyż w następnym chcę głównie skupić się na niebie i jak to wygląda dla Sehuna. Mam nadzieje, że się spodoba. Nie został sprawdzony, więc wszystkie powtórzenia oraz błędy zostaną poprawione w przyszłości.
◄3 | 5►
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz